"Co jest lepsze od jednego Hovka? Ano, dwa Hovki!" - ten stary "suchar" hovawarciarzy ma jednak krztynę prawdy.
Któż z nas nie przechodził momentu fascynacji rasą, euforii odebrania puchatej kulki szczęścia z rąk hodowcy? Zaczynamy nowe życie z naszym coraz to większym psim przyjacielem.
Fascynacja inteligencją, pomysłowością, temperamentem rosnącego hovka zwiększa się i wreszcie kiełkuje nieśmiała myśl - chcę drugiego! I tu stop....czy jesteśmy na to gotowi? Czy to odpowiedni moment na wzięcie psa? A może suka?
Pozwólcie, że przypomnę nieśmiertelne zdanie z "Małego księcia" Antoine de Saint- Exupery - "Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś". Rozumiem to jako przyjaźń, opiekę i szacunek, okazywany naszemu domownikowi. Wprowadzenie drugiego, trzeciego i kolejnego psa do domu musi wiązać się z komfortem zarówno domowników, jak i psów żyjących już pod naszą opieką.
Myślę, że pomysł powiększenia stada może zaistnieć, jeśli obecny pies jest całkowicie przez nas ogarnięty. Zakończyliśmy treningi w psim przedszkolu, może szkolimy psa nadal, ale znamy go jak łysego konia. Wiemy, co lubi a co go denerwuje, znamy jego reakcje na stres i jest całkowicie odwoływalny. Zna komendy i reaguje na nie. Czemu kładę taki nacisk na szkolenie? Praca z psem, obojętnie jaki to będzie sport- wymusza wejście z nim w najbliższe interakcje- spędzamy z psem czas, skoncentrowani tylko na nim i jego zachowaniu oraz emocjach. Wspólne treningi wzmacniają więzi i dają możliwość głębszego poznania psiego umysłu. Poznajemy prawdziwy charakter naszego pupila. Zyskujemy również jego zaufanie.
W moim domu obecnie mieszka 5 Hovków, razem: bez dzielenia, kojców i grodzeń, oraz roczna Bullterierka mojej córki. Stado jest zróżnicowane pod względem wieku i płci: Morrigan - najstarsza, prawie 13-letnia babulinka, Teddy- samiec 11,5 roku, Grappa- 8,5 letnia suka, Frida- 5,5 roku oraz 1,5 roczna Mirka.
Odpowiedzialność za prowadzenie grupy, niezależnie czy psów jest 5 czy dwa, ZAWSZE spoczywa na człowieku- to ja pilnuję, aby dziadki miały spokojne spacery, dostosowane do ich aktualnych możliwości i komfort odpoczynku po nich. Młodsze suki jeżdżą ze mną na treningi- każda z nich ma zapewniony zarówno spacer "treningowy" , jak i luźny spacer eksploracyjny. Moim “zastępcą" i wiernym przybocznym jest zdecydowanie Teddy. Mimo, że leciwy, potrafi zdyscyplinować zbyt fikającą sukę. Nie przeszkadzam mu, bo mam do niego zaufanie i wiem, co robi. Jeśli widzę, że Frida, a kiedyś i Shanti, leżą "kołami do góry", z pyskiem na bok i przymkniętymi oczami a Ted stoi nad nią i coś jej "intensywnie tłumaczy", to znaczy, że zdecydowanie przekroczyły wszystkie możliwe granice i należało się. To są naprawdę sporadyczne przypadki.
Kiedy widzę oznaki zbliżającej się cieczki, emocje dziewczyn zmieniają się. Wtedy nie puszczam do ogrodu suk, które bardzo nakręcają się podczas zabawy, aby nie przerodził się w frustrację i sparring. Emocje wtedy bardzo eskalują. A ja czuję się jak przysłowiowy odźwierny, stale przy drzwiach- jedna wychodzi, to druga wchodzi a potem na odwrót i od nowa, oszaleć można. :)
Czasem wyrazem odpowiedzialności jest dbałość o komfort jednego z psów, który nie czuje się dobrze - wiadomo, że gdy Tadzia bolą kolanka, nie podchodzimy do niego od tyłu gdy leży, bo warknie. Wyznacza w ten sposób granice i ostrzega. Mirka, po ostrzegawczym szczypie w tyłek, bardzo uważa by podczas zabawy nie potrącić Tadziuszka.
Każdy z moich psów zna klatkę kennelową i umie w niej spokojnie przebywać. Klatka jest fantastycznym narzędziem i uważam, że należałoby jej poświęcić osobny artykuł. Inny problem, który należy poruszyć, pisząc o klku psach w jednym domu, to zasoby. Zasobem może być jedzenie w saszetce, zabawka, miejsce na kanapie obok przewodnika. I tu naprawdę trzeba znać swoje psy , ich charakter i potrzeby, by wiedzieć kiedy można tylko patrzeć na ich "rozmowę" a kiedy zdecydowanie zareagować. Zdarzyło mi się dwa razy spóźnić się z reakcją, gdy zasobem byłam ja, jedzenie i obecność samca (jedna z suk skończyła cieczkę, druga zaczynała) i niestety, świetny spacer zakończył się awanturą- było szycie. No cóż, nauka na całe życie.
Życie w grupie, to jak nieustanne oglądanie Animal Planet - fascynuje nas psi język, wyraźna komunikacja i to, jak wchodzą w interakcje z nami i sobą wzajemnie. Oczywiście, jak na Hovki przystało, są zawsze blisko i leżą pod nogami. Dosłownie. Przyzwyczaiłam się sprawdzać nogą do tyłu zanim odwrócę się lub wykonam ruch w kuchni, bo zawsze jakiś futrzak jest tam rozpłaszczony. Moment, jaki uwielbiam, to poposiłkowe "deserki".
Psiaki jedzą dwa razy dziennie, nakładam jedzenie i wywołując każdego psa z imienia, stawiam miskę w miejscu, gdzie otrzymuje jedzenie. Z góry wiadomo, że Morriśka lubi jeść leżąc na drybedzie pod stołem a Frida pod schodami- każdy ma swój azyl. Po skończonym jedzonku, moje dwa elfiki Grappa i Frida sprzątają, przynosząc miski. Gdy wszystko jest posprzątane, 5 "dzięciołków" siada przede mną i każdy otrzymuje smaczki, po wywołaniu go z imienia. Bez przepychania się, spokojnie czekają na swoją kolej. To piękny widok i zawsze mnie rozczula.
Czy polecam posiadanie więcej niż jednego Hovka? Cóż, każdy musi sam sobie odpowiedzieć, czy stać go na takie podporządkowanie swojego życia, rodziny, pracy, wydatków psom. Jednak czasu spędzonego z moimi sierściuchami nie zamieniłabym na żaden inny. Nawet jeśli oznacza to nieustanne psie kłaki w kawie.
Autor: Magda Pospieszyńska, Hodowla Unalome FCI